Lubię się śmiać. Cenię poczucie humoru. Przy Pitch Perfect śmieję się od pierwszej minuty do końca (Bumper na przesłuchaniu do The Voice! <3 ) Niektóre żarty są okropne, z gatunku „przewrócił się na skórce od banana”, a inne z kolei wymagają ruszenia główką. Dodatkowo to mnóstwo żartów często zamkniętych w jednym zdaniu i autoironii. Połączenie tego wszystkiego sprawia, że film jest po prostu śmieszny. A czego więcej chcieć od komedii?
A wiecie, że podobno niektóre sceny z Amy były totalnie improwizowane i zawdzięczamy je talentowi komediowemu Rebel Wilson?
3. The First Time Ever I Saw Your Face
Jeśli czytaliście wspomniany wyżej artykuł, wiecie, że cieszyłam się tam, że znałam twarze, które przewinęły się w pierwszej części filmu- oglądałam Modern Family, więc spotkanie z Andy’m było radością czy znam doskonale postać Effie Trinket. Wydaje mi się, że to zostało dostrzeżone i dlatego druga część obfituje w interesujące postacie, które pojawiają się na ekranie. Kaman, zaczęli z wysokiej półki, bo wykorzystali materiał z Obamą, a potem pojawiały się znane osoby, Jimmy Kimmel, „Peggy Bundy”, Adam Levine i spółka, Pentatonix (to dość znana youtuberska aca-grupa ) czy zawodnicy footballu amerykańskiego, o których pewnie nie wiedzieliście, że pasjonują się śpiewem 😉 Do wyboru, do koloru. Oczywiście, dla mnie Snoop Dogg wygrał wszystko- czekam na taką płytę!
Jeśli jesteście ciekawi innych twarzyczek, BuzzFeed przygotował specjalny ranking cameo w Pitch Perfect 2.
Rzadko zdarza się sytuacja, kiedy druga część filmu dorównuje pierwszej. A tu tak jest. Wiadomo, że pierwsza część powiała świeżością- ukazała się w momencie, kiedy jeszcze lubiliśmy Glee, ale ono już się tak zepsuło, że za nim tęskniliśmy, więc potrzebowaliśmy czegoś podobnego. Była energia. Sequel? Tak naprawdę fabularnie to kalka pierwszej części, a i tak ogląda się z zapartym tchem. Zresztą, zauważyliście, że pisząc ten tekst, używam głównie liczby pojedynczej, a odnoszę się do obu filmów. Wybaczcie! Kiedy chodzi o konkretną część, zaznaczyłam to, ale w gruncie rzeczy, można traktować te filmy jako całość. I to duży komplement.
Kolejny powód jest banalny. Sukces kasowy, viralowy, popkulturowy i tak dalej, jaki odniosła ta produkcja sprawia, że nieco łyso jest tego nie znać. Bo wydaje mi się, że prędzej czy później będziecie na imprezie, gdzie padnie wspomnienie tego tytułu. Wiem, co mówię, bo jestem okropnym człowiekiem, który boi się „Gry o Tron”, dlatego nie oglądam i czasami czuję się nieco niezręcznie, gdy znajomi rozmawiają, a ja- gaduła lvl max- nie mogę wtrącić swojego zdania. Poza tym, warto chyba z czystej ciekawości. Żeby przekonać się, co tak naprawdę ludzie widzą w zwykłym „filmie dla dzieciaków”.
Pitch Perfect uwielbiam, bo mnie inspiruje. To jeden z tych filmów, który nie tylko poprawia humor, ale tchnie w człowieka takiego ducha. Przynajmniej na mnie tak działa. Nie dość, że mam energię do śpiewania i tańczenia, to dostaję też ogromną dawkę wiary w siebie i swoje marzenia. Nosi mnie tak, że nawet-prawie-udało-mi-się posprzątać pokój (dobra, odgruzowałam biurko, ale to i tak dużo). Zmusiłam się do tego, żeby zwerbalizować swoje marzenia. Być może pomógł w tym konkurs na lubimyczytac.pl. Ale to nieważne. Ważne, że wiem, czego chcę i zamiast marudzić „kiedyś na pewno”, działam. Bo siłę do tego dała mi głupia komedyjka.
Wczoraj o poranku podrzuciłam Wam link do wpisu zwierza popkulturalnego, który zwrócił uwagę na fajną rzecz. Oglądanie tego filmu z kimś, z kim jesteśmy kompatybilni. Czy to filmowo, czy to osobiście. Razem jest lepiej. To taki film, gdzie człowiek ma ochotę tańczyć w trakcie seansu, piszczeć, jak widzi scenę z Breakfast Club czy być pod wrażeniem, że zaznaczyli naszą kochaną Polskę na mapie Europy, choć wcale nie musieli. To przyjemność móc dzielić ten film z kimś innym. Może dlatego, że właśnie to jest wielkim przesłaniem filmu? Współbrzmienie. Jeśli z kimś współbrzmisz, zobaczcie razem ten film.
Poczytajcie więcej na loveislouder.com